Reviews

Początek wow, koniec wow, środek niestety zaniża ocenę. Oczywiście, że dałam się porwać opowieść o dziewczynie ze wsi, która kopie dupy. Zawsze :)

nigdy przenigdy bym nie zgadła, że będę tak zachwycona tą książką! Wojna makowa to jest taka książka, którą czytali już praktycznie wszyscy - od momentu premiery jej okładka (a raczej okładki) co chwila migały mi na instagramie czy facebooku. Z początku nie planowałam jej nawet czytać - za fantastyką przepadam, ale po przeczytaniu opisu stwierdziłam, że to nie moje klimaty, no i nie ma tutaj wątku romantycznego. Gdyby nie to, że udało mi się ją dorwać w outlecie za niecałe 15 zł, pewnie machnęłabym na nią ręką. Jak niesamowicie się cieszę, że jednak po nią sięgnęłam! Z początku Wojna Makowa przypomina trochę Kung-fu Pandę (której nigdy wielką fanką nie byłam, ale teraz mam straszną ochotę na maraton). Ot, historia dziewczyny z prowincji, która trafiła do szkoły wojskowej pełnej genialnych i bogatych dzieciaków. Uczy się walczyć, uczy się w tym zupełnie nowym dla niej świecie funkcjonować, zdobywa nowe umiejętności, przyjaciół i wrogów... Ale Rin nie jest pierwszą lepszą bohaterką, która złapała diabła za rogi i dzięki niespotykanemu szczęściu dostała wszystko w prezencie. Rin na swój sukces zapracowała - harując dniami i nocami podjęła decyzję, by uciec przed przerażającym z jej perspektywy wyborem, a potem konsekwentnie się swoich decyzji trzymała. Podoba mi się w niej to, że jest silną bohaterką, która jednocześnie nie jest ideałem - zachowuje się głupio i impulsywnie, bywa nieznośna i irytująca, popełnia błędy. Jej życie zmienia się całkowicie, a ona przechodzi przez te zmiany nie jak idealna bohaterka, której wszystko się udaje - Rin się boi i nie wie, co zrobić. Mimo iż były momenty, kiedy miałam ochotę trzasnąć ją tomiszczem w głowę, to w ostatecznym rozrachunku naprawdę ją polubiłam. R. F. Kuang stworzyła świat, z którego nie chce się wychodzić, mimo iż jest brutalny i krwawy, poruszający i przerażający. Wykreowanym przez nią postaciom daleko jest do ideału, i chyba to sprawia, że mimo iż jest to fantasy, wszyscy bohaterowie są naprawdę realistyczni, jakby lada chwila mieli zejść z kart książki. Jedyną rzeczą, która nie do końca przypadła mi do gustu, były przeskoki czasowe - w jednym momencie Rin ma 14 lat, w drugim zdaje egzamin, kończy 1 rok nauki, a potem nagle staje się absolwentką, praktycznie między jednym zdaniem a drugim mijają całe lata i ciężko się czasami połapać. Dzieje się to jedynie na początku książki, później akcja toczy się już raczej płynnie, natomiast warto na to zwrócić uwagę. Szczególnie początkowe rozdziały wymagają też skupienia - wtedy, gdy przedstawiona jest budowa świata i jego historia. Zdecydowanie polecam Wojnę makową starszym czytelnikom - książka jest podzielona na 3 części (z których ta 1 najbardziej przypomina mi tą nieszczęsną Kung-fu pandę), a każda jest coraz bardziej brutalna. Chyba po raz pierwszy w życiu trochę odwlekałam w czasie lekturę, tak bardzo nie chciałam się żegnać z tym światem (zazwyczaj połykam książkę w jeden dzień, a potem nie wiem, co mam ze sobą zrobić). Idę teraz zamówić w przedsprzedaży Republikę smoka i pogapić się w przestrzeń w oczekiwaniu na 14 października...










